wtorek, 25 października 2016

Bardziej trip niż hop


                                                                  -Sara Aho, Unsplash.com               

,,Czasami słucham tej piosenki w autobusie... I ona jest taka, taka piękna. I kiedy tak jej słucham, czasem prawie płacze... A tak poza tym, ile ważysz? Aha, w takim razie 2 gramy nikotyny są w stanie Cię zabić, i to jest piękne''   P. o Massive Attack i chemii, wpatrując się sponiewieranym alkoholem wzrokiem w dogasające ognisko.


Wbrew pozorom wywód ten stanowiący połączenie myśli luźnych jak plamy dźwiękowe muzyki ambient, ma sens. Trzyma się całkiem dzielnie, ponieważ to wspomniane Massive Attack zostało autorem płyty stanowiącej niejako archetyp gatunku. Gatunki który z założenia potęgować miał chemiczne przeżycia. Podobnie jak popcorn kojarzy się z filmowymi seansami, podobnej rozrywki potrzebowały narkotyki. Nic nie absorbuje i podbija rzeczywistości, a raczej nadrzeczywistości bardziej niż muzyka, co odkryto już w latach 60. z pierwszą falą psychodelii. Napędzane kwasem umysły rozpływały się w oceanie dźwięków i świateł, tworząc wspólny organizm setek różnych tripów. Doświadczenia te nie zostały szczelnie zamknięte w londyńskim klubie UFO wraz ze wczesnym Pink Floyd, opanowując cały kraj nie na lata, a dekady. Na fali nowej psychodelii lat '90 młodym słuchaczom objawił się nowy gatunek mający stanowić tło dla narkotycznych ekscesów. A może to narkotyki zaczęły stanowić tło dla muzyki, niczym wspomniany popcorn dla filmu? Trip hop wciągnął dzieciaki do piwnic, gdzie zwykłego palenia trawy nie trzeba było urozmaicać oglądaniem fraktrali na youtube (to już po roku 2005) albo gapieniem się na sufitowy wentylator w sypialni rodziców. Skręt i muzyka stały się przeżyciem niemalże, a może ponad, duchowym.

Pitchfork.com


Psychodela to nie tylko Morrison

Trip hop. Dziecko amerykańskiej psychodelii rozpoczęło swój żywot w Anglii lat 90. Nazwany hip hopem na kwasie, był tak naprawdę bardziej trip niż hop, leniwym gatunkiem którego tony sączą się sennie. Pozbawiony raperskiej szybkości i specyfiki, który swoją wyjątkowość zawdzięczał podbiciu sekcji rytmicznej, tj. basu i perkusji. Dubowe tło, chociaż dźwiękowo często nieurozmaicone (chociaż nie zawsze, i chociaż tak zwykle miało przecież być) przenosić miało w inne wymiary świadomości. Pierwszą płytą określaną trip hopowym gatunkiem jest ,,Blue Lines'', wspomnianego już Massive Attack. Chociaż definicja i gatunek rozpoczęły szybko ekspansję, czerpiąc z jazzu i gatunków nie tylko o dubowym brzmieniu. Poszukiwano przede wszystkim tonów nie tyle smutnych co smętnych, chociaż nie pokusiłabym się o stwierdzenie, że jest to muzyka ciężka. Samplowano, i nadal sampluje się saksofony i trąbki, pianina i flety. Przechodząc z hip hopu na kwasie często do jazzu na kwasie, tak jak w ,,Which One of You Jerks drank my Arnold Palmer'' Blockhead'ów, czy całokształcie niemal twórczości Portishead. Niekiedy ukazywany pod postacią którą wręcz ciężko jako trip hop określić, jak chociażby muzyka Esthero. Miał łączyć brud ulicy z poetycką, liryczną głębią emocji, albo prymitywnie ukracając tę dywagacje, dawać lepszy odjazd na haju. Stawiano nie tylko na odjechaną ścieżke dźwiękową. Coraz częściej role niemalże tak ważną jak muzyka pełnił teledysk do tej muzyki stworzony. A w teledyskach zobaczyć można rzeczy niestworzone, i właśnie o to chodzi. Od przekroju starego i nowego, ,,Post everything'' Autohypnosis  ,,Ghosst(s)'' Lorn'a, czy  ,,Feels Like We Only Go Backward''  Tame Impala (zespół na którego odmianę nazwy się nie odważę, a może sama w sobie jest już odmieniona?), przypominającym mi Beatlesowskiego Walrusa. Od prostych obrazów rozlewających się farb i różnych nieskomplikowanych abstrakcji, po czasem mocno psychodeliczne, obrazy na pograniczu (albo i nie) halucynacji szaleńca.

Youtube.com

 Wiele różnych sampli

Trip hop podzielony został nieoficjalnie na kilka obszarów czasowych. Rozpoczynając od wczesnych lat 90, ze wczesnym Massive Attack i Archive. Po środkowo dziewięćdziesiąte Naked Funk czy chociażby Earthling. W nowe tysiąclecie, nazywane erą post trip hopu, gatunek wdzierał się nadal w muzyczne gusta (nie tylko gustujących w dragach), niczym Forrest Gump we wrażliwe serca widzów. Tworzony przez dużych i małych, inspirując tych często olbrzymich, jak chociażby Gorillaz, Bjork czy Nine Inch Nails. Chociaż w ostatnich dziesięcioleciach spożycie LSD domniemanie spada (niestety GUS nie prowadzi statystyk informujących o ilości zużytych narkotyków na przestrzeni lat) muzyka trip hopowa wydaje się nie tracić na zainteresowaniu. Dbają o to wspomniani artyści czerpiący z trip hopowego dziedzictwa, jak i stara gwardia rozszerzając termin hip hopu na kwasie o nowe muzyczne doświadczenia i albumy. Z artystów na których twórczości warto zawiesić ucho, a nie zasiadają, przynajmniej na razie, na wygodnych fotelach spływającej zewsząd sławy z pewnością warto wymienić Onre, francuskiego trip hopowca wykorzystującego w swoich utworach dźwiękami rodem z Wietnamu i Indii. The Jazzual Suspects, prezentujący mushroom jazz, niesamowicie delikatni. Gasoline, nie skupiający się jednak wyłącznie na tworzeniu triphopu. By na koniec wspomnieć o Nujabes (może spodobać się fanom anime z uwagi na zaciąganie niczym w kreskówkowych openingach/endingach).

Wybrane zespoły prezentują dość mocno subiektywny i okrojony spis. Na koniec, warto zaznaczyć, że nie trzeba być na haju, aby przeżywać i rozumieć muzykę trip hopową. Ale można. Niemniej pamiętajcie

,,Dzieci, nie kupujcie narkotyków,
zostańcie gwiazdami popu to dostaniecie je za darmo'' 

-Billy, ,,Love Actually''
                                                                                                  

środa, 12 października 2016

Słowem wstępu

Miłośniczka zespołów należących do elitarnej sfery klasycznego rocka, coraz częściej odnajdująca przyjemność w przekopywaniu nagrań i poszukiwaniu brzmień nieznanych szerszej publiczności. Czas pomiędzy meczami w League of Legends dzieli nad rozpaczaniem nad swoimi wątpliwymi umiejętnościami w tejże grze oraz zgłębianiem historii muzyki. W chwilach kiedy ucieka od lepkich łapek sieci, poświęca się mainstreamowej stronie fantastyki.

Podobnie jak Clapton, zawsze wierzyłam, że sama muzyka jest źródłem wywołującym zmiany. I podobnie jak inny błyskotliwy człowiek, którego cytat zna prawie każdy ale nie jest go w stanie wymienić z imienia i nazwiska (człowieka, nie cytatu), chciałabym być zmianą jaką chcę zobaczyć w świecie. Dlatego też pragnę poświęcić tę stronę na poruszaniu się po niepopularnym gruncie muzyki niepoznanej, chociaż unikatowej. Nazywam się Marta Koronowska, i pragnę przedstawić Wam mój osobisty przewodnik po niszowym świecie muzyki.